niedziela, 21 września 2014

Rozdział 1

                W snach widział jej wąskie, otoczone zmarszczkami wargi tuż naprzeciwko swoich oczu. Czuł jej ciepły oddech na powiekach a słowa, które wypadały z jej ust uderzały w niego z potrójną mocą.
                Przez to co od niej usłyszał jego głowa pękała od paskudnych, krwawych wizji. Wojna, okrutna rzeź pożerająca całe królestwo. Spustoszenie, płacz dzieci. Wszystko to wydawało mu się takie realne, tak przerażające… Przez chwilę widział zmasakrowane, nagie ciałko swojego syna, jedynego syna, który nawet nie zdążyłby zmężnieć, gdyby wojna strąciła go w ramiona Haarii.
                Nie, Lhor. Bądź twardy, twardy jak skała. Nie myśl o tym. Skała. Twardy jak skała.
                Słowa staruchy były coraz głośniejsze, otaczały go z każdej strony, atakowały go, zmuszały do patrzenia na przerażające żniwa śmierci. Wyrywał się, szarpał ale na kobiecie nie robiło to wrażenia. Z każdym jego  ruchem mówiła coraz głośniej aż w końcu słowa zmieniły się w przeszywający wrzask.
                Wojna, wojna, wojna!

Otworzył oczy i gwałtownie wciągnął powietrze. Zamrugał kilka razy po czym wstał, podpierając się na łokciu. Jego myśli dalej krążyły wokół koszmaru, jednak nie przejmował się tym zbytnio ; kraina snów nie była warta żadnego zachodu. Wiedział, ze dziwne uczucie niepokoju minie po jakimś czasie.
                Dopiero po dłuższej chwili patrzenia w ugwieżdżone niebo zorientował się, że jego przyjaciel również nie śpi. Siedział po turecku otoczony trzema wilkami. Zakrwawionymi palcami grzebał w sarnie leżącej u jego stóp, wyrywał sobie kawałek surowego miejsca i zjadał, przeżuwając mozolnie. Ognisko powoli dogasało, Lhor dorzucił więc do niego kilka suchych badyli których nazbierali, gdy było jeszcze widno. Z większych patyków ustawił sobie ruszt po czym bez słowa przysunął się do Thaina, oderwał sobie spory kawałek mięsa, wbił na prowizoryczną konstrukcję i czekał.
                -Znów miałeś zły sen? – Spytał Thain z odrobiną kpiny w głosie; podkreślił pierwsze słowo jakby chciał wyśmiać przyjaciela. Lhor skrzywił się.
                -Nie. – Odpowiedział, jednak gdy Thain podniósł wzrok znad martwej sarny wiedział, że szalony przyjaciel wcale mu nie wierzy. Poprawił się. – Może.
                Zapanowała cisza. Lhor nałożył kaptur na głowę i w milczeniu obserwował towarzysza. Ten zaś zachowywał się tak, jakby w ogóle nie zdawał sobie z tego sprawy. Spojrzenie Lhora padało to na trzy wilki, to na Thaina dzielącego się ze zwierzętami jedzeniem. Niekiedy dziwił się swojemu przyjacielowi; całe życie spędził u boku wilków, oswoił je nie temperując ich charakteru. Pozostałe one bestiami, dokładnie takimi jak Thain. Zwykle jednak zazdrościł szaleńcowi. Zwierzęta te były jego rodziną, polowały dla niego lub z nim, stawały w jego obronie, pozwalały zajmować się swoimi małymi a w czasie chłodnej nocy ogrzewały go swoimi ciałami. Lhor zacisnął wargi. Jego samotność sprawiała mu ból; przeszywała mu klatkę piersiową i kuła serce. Znów miał przed oczami swojego syna, tym razem chwile jego narodzin. Moment w którym trzymał go po raz pierwszy, kiedy usłyszał bicie jego serca.
                W jednej chwili chciał zerwać się na równe nogi, dosiąść konia i pojechać do wioski, do osób które kocha, do swojej jedynej rodziny. Zacisnął powieki. Znów usłyszał ten zachrypnięty szept a po chwili wróciła wizja z koszmaru.


- Wojna, zimna i okrutna. Mroczne czasy, wieczna noc. Krew zaleje nasze ziemię, popłyną pierwsze łzy Haarii. Gdy dzieci naszych bogów zobaczą okrucieństwa tego świata, nie będzie ratunku. Zatrzymaj tę lawinę. Idź do źródła, szlakiem swoich korzeni. Jeśli teraz nie zrozumiesz zagrożenia, Wielka Wojna zniszczy wszystko. Wioski spłoną, mężowie stracą rodziny, szepty drzew ucichną na zawsze.
Lhor. Lhor, słyszysz mnie?
Lhor.
To co nadchodzi, to nie są ludzie, to nie są ludzie.
Lhor!



                Gdy weszli do gospody stojącej przy wydeptanej wśród zarośli drodze, powoli zaczynało się ściemniać. Wilki zajęły się polowaniem w przydrożnym lesie, mieli więc całą noc na odpoczynek przy kuflu piwa i być może jakiejś córce gospodarza, która zechciałaby ogrzać im łóżko.
                Wnętrze gospody było przytulne i ciepłe. Tłum kilkunastu osób zebrał się przy jednym stoliku słuchając opowieści grubego barda, reszta gości zajęła inne miejsca i pogrążyła się w rozmyśleniach czy rozmowie z towarzyszami. Zza lady wystawał krępy, niski gospodarz. Wyglądał na poczciwego, sympatycznego człowieka. Na pierwszy rzut oka widać było, ze każdy każdego tutaj zna i nikomu nie grozi niebezpieczeństwo.
                -Chcielibyśmy wynająć pokój. – Powiedział Lhor do gospodarza wykładając na stół sakiewkę ciężką od monet. Po chwili zreflektował się spoglądając na przyjaciela. – Znaczy, dwa pokoje.
                Gospodarz przeliczył pieniądze i spojrzał na nich z uśmiechem.
                -Niech was Haaria ugości w domu naszym! – Przywitał ich, tym samym zapraszając do wspólnej zabawy.

                Lhor za wszelką cenę próbował uspokoić pijane myśli. Jego przyjaciel bawił się w najlepsze; co chwila zaczepiał którąś z dziewczyn przechodzących między stolikami lub wysłuchiwał sprośnych żartów opowiadanych przy którymś ze stolików. Lhor jednak nie mógł przestać myśleć o rozmowie ze staruchą. Wciąż miał przed oczami przerażające wizje, a kolejny kufel piwa wcale nie pomagał mu w ujarzmieniu ich.
                Po chwili miał dość otaczających go ludzi. Wstał, z łomotem odsunął krzesło i lekko się zataczając ruszył w stronę schodów prowadzących na górę.
                Z trudem trafił do sypialni w której miał spędzić resztę nocy. Cały świat wirował mu przed oczami. Uśmiechał się pod nosem cicho drwiąc ze swojej głupoty. Miał słabą głowę a wypił stanowczo za dużo. Zastanawiał się czy przepił wszystkie pieniądze, lecz po chwili zdał sobie sprawę, ze wcale go to nie obchodzi a jedyne co leży w jego interesie to położyć się spać.
                Ktoś jednak postanowił popsuć mu te plany. Na jego łóżku siedziała piękna, młoda, długowłosa dziewczyna. Jej jasne włosy były splecione w długi warkocz – oznaczało to, że jest dziewicą. Była ubrana tylko w beżową, luźną koszulę wiązaną od pępka w górę. Jednym pociągnięciem za sznureczki dziewczyna rozwiązała je; koszula zsunęła jej się na ramiona odsłaniając ładne, pączkujące piersi.
                -Prezent od gospodarza. – Powiedziała delikatnym głosem zdejmując koszulę i rzucając ją na podłogę.


                Gdy skończyli jej długie, jasne włosy były rozpuszczone i potargane. Na jej zarumienionej twarzy rysował się błogi spokój i zadowolenie. Położyła głowę na jego piersi a on nawinął kosmyk jej włosów na palec.
                -Mogę cię o coś spytać? – Powiedziała podnosząc oczy i przygryzając wargę. Jej urocze zachowanie sprawiło, że Lohr zaczął zastanawiać się ile dziewczyna ma lat.
                -Pytaj. – Odparł patrząc z nutką zaciekawienia w jej oczy.
                -To prawda, że jesteś bratem Lumikko? Księżniczki Lumikko, rzecz jasna. Tak pytam, z ciekawości...
                Westchnął i pozostawił pytanie bez odpowiedzi. Zbliżył swoje wargi do jej i pozostawił na nich pocałunek.

                Gdzieś za oknem zawyły wilki.

____________________

Ciągle jest jeszcze nieco  tajemniczo, ale nie bójcie się, wszystko "wyjdzie w praniu".
Ciągle coś mi się psuję z akapitami ale nie chcę już w  tym szperać  bo znów coś zepsuję.
Zastanawiam się, czy nie pokazać Wam jak wyobrażam sobie bohaterów, ale wolę zająć się pisanie rozdziałów.
Sława!
Hirvi.