W snach widział jej wąskie, otoczone
zmarszczkami wargi tuż naprzeciwko swoich oczu. Czuł jej ciepły oddech na
powiekach a słowa, które wypadały z jej ust uderzały w niego z potrójną mocą.
Przez to co od niej usłyszał
jego głowa pękała od paskudnych, krwawych wizji. Wojna, okrutna rzeź pożerająca
całe królestwo. Spustoszenie, płacz dzieci. Wszystko to wydawało mu się takie
realne, tak przerażające… Przez chwilę widział zmasakrowane, nagie ciałko
swojego syna, jedynego syna, który nawet nie zdążyłby zmężnieć, gdyby wojna
strąciła go w ramiona Haarii.
Nie, Lhor. Bądź twardy, twardy jak skała.
Nie myśl o tym. Skała. Twardy jak skała.
Słowa staruchy były coraz
głośniejsze, otaczały go z każdej strony, atakowały go, zmuszały do patrzenia
na przerażające żniwa śmierci. Wyrywał się, szarpał ale na kobiecie nie robiło
to wrażenia. Z każdym jego ruchem mówiła
coraz głośniej aż w końcu słowa zmieniły się w przeszywający wrzask.
Wojna, wojna, wojna!
Otworzył oczy i gwałtownie wciągnął
powietrze. Zamrugał kilka razy po czym wstał, podpierając się na łokciu. Jego
myśli dalej krążyły wokół koszmaru, jednak nie przejmował się tym zbytnio ;
kraina snów nie była warta żadnego zachodu. Wiedział, ze dziwne uczucie
niepokoju minie po jakimś czasie.
Dopiero
po dłuższej chwili patrzenia w ugwieżdżone niebo zorientował się, że jego
przyjaciel również nie śpi. Siedział po turecku otoczony trzema wilkami.
Zakrwawionymi palcami grzebał w sarnie leżącej u jego stóp, wyrywał sobie
kawałek surowego miejsca i zjadał, przeżuwając mozolnie. Ognisko powoli
dogasało, Lhor dorzucił więc do niego kilka suchych badyli których nazbierali,
gdy było jeszcze widno. Z większych patyków ustawił sobie ruszt po czym bez
słowa przysunął się do Thaina, oderwał sobie spory kawałek mięsa, wbił na
prowizoryczną konstrukcję i czekał.
-Znów
miałeś zły sen? – Spytał Thain z odrobiną kpiny w głosie; podkreślił pierwsze
słowo jakby chciał wyśmiać przyjaciela. Lhor skrzywił się.
-Nie. –
Odpowiedział, jednak gdy Thain podniósł wzrok znad martwej sarny wiedział, że
szalony przyjaciel wcale mu nie wierzy. Poprawił się. – Może.
Zapanowała
cisza. Lhor nałożył kaptur na głowę i w milczeniu obserwował towarzysza. Ten
zaś zachowywał się tak, jakby w ogóle nie zdawał sobie z tego sprawy.
Spojrzenie Lhora padało to na trzy wilki, to na Thaina dzielącego się ze zwierzętami
jedzeniem. Niekiedy dziwił się swojemu przyjacielowi; całe życie spędził u boku
wilków, oswoił je nie temperując ich charakteru. Pozostałe one bestiami,
dokładnie takimi jak Thain. Zwykle jednak zazdrościł szaleńcowi. Zwierzęta te
były jego rodziną, polowały dla niego lub z nim, stawały w jego obronie,
pozwalały zajmować się swoimi małymi a w czasie chłodnej nocy ogrzewały go
swoimi ciałami. Lhor zacisnął wargi. Jego samotność sprawiała mu ból;
przeszywała mu klatkę piersiową i kuła serce. Znów miał przed oczami swojego
syna, tym razem chwile jego narodzin. Moment w którym trzymał go po raz
pierwszy, kiedy usłyszał bicie jego serca.
W
jednej chwili chciał zerwać się na równe nogi, dosiąść konia i pojechać do
wioski, do osób które kocha, do swojej jedynej rodziny. Zacisnął powieki. Znów
usłyszał ten zachrypnięty szept a po chwili wróciła wizja z koszmaru.
- Wojna, zimna i okrutna. Mroczne czasy, wieczna noc. Krew zaleje nasze
ziemię, popłyną pierwsze łzy Haarii. Gdy dzieci naszych bogów zobaczą
okrucieństwa tego świata, nie będzie ratunku. Zatrzymaj tę lawinę. Idź do
źródła, szlakiem swoich korzeni. Jeśli teraz nie zrozumiesz zagrożenia, Wielka
Wojna zniszczy wszystko. Wioski spłoną, mężowie stracą rodziny, szepty drzew
ucichną na zawsze.
Lhor. Lhor, słyszysz mnie?
Lhor.
To co nadchodzi, to nie są ludzie, to nie są ludzie.
Lhor!
Gdy
weszli do gospody stojącej przy wydeptanej wśród zarośli drodze, powoli
zaczynało się ściemniać. Wilki zajęły się polowaniem w przydrożnym lesie, mieli
więc całą noc na odpoczynek przy kuflu piwa i być może jakiejś córce
gospodarza, która zechciałaby ogrzać im łóżko.
Wnętrze
gospody było przytulne i ciepłe. Tłum kilkunastu osób zebrał się przy jednym
stoliku słuchając opowieści grubego barda, reszta gości zajęła inne miejsca i
pogrążyła się w rozmyśleniach czy rozmowie z towarzyszami. Zza lady wystawał
krępy, niski gospodarz. Wyglądał na poczciwego, sympatycznego człowieka. Na
pierwszy rzut oka widać było, ze każdy każdego tutaj zna i nikomu nie grozi
niebezpieczeństwo.
-Chcielibyśmy
wynająć pokój. – Powiedział Lhor do gospodarza wykładając na stół sakiewkę
ciężką od monet. Po chwili zreflektował się spoglądając na przyjaciela. –
Znaczy, dwa pokoje.
Gospodarz
przeliczył pieniądze i spojrzał na nich z uśmiechem.
-Niech
was Haaria ugości w domu naszym! – Przywitał ich, tym samym zapraszając do
wspólnej zabawy.
Lhor za
wszelką cenę próbował uspokoić pijane myśli. Jego przyjaciel bawił się w
najlepsze; co chwila zaczepiał którąś z dziewczyn przechodzących między
stolikami lub wysłuchiwał sprośnych żartów opowiadanych przy którymś ze
stolików. Lhor jednak nie mógł przestać myśleć o rozmowie ze staruchą. Wciąż
miał przed oczami przerażające wizje, a kolejny kufel piwa wcale nie pomagał mu
w ujarzmieniu ich.
Po
chwili miał dość otaczających go ludzi. Wstał, z łomotem odsunął krzesło i
lekko się zataczając ruszył w stronę schodów prowadzących na górę.
Z
trudem trafił do sypialni w której miał spędzić resztę nocy. Cały świat wirował
mu przed oczami. Uśmiechał się pod nosem cicho drwiąc ze swojej głupoty. Miał
słabą głowę a wypił stanowczo za dużo. Zastanawiał się czy przepił wszystkie
pieniądze, lecz po chwili zdał sobie sprawę, ze wcale go to nie obchodzi a
jedyne co leży w jego interesie to położyć się spać.
Ktoś
jednak postanowił popsuć mu te plany. Na jego łóżku siedziała piękna, młoda, długowłosa
dziewczyna. Jej jasne włosy były splecione w długi warkocz – oznaczało to, że
jest dziewicą. Była ubrana tylko w beżową, luźną koszulę wiązaną od pępka w górę.
Jednym pociągnięciem za sznureczki dziewczyna rozwiązała je; koszula zsunęła
jej się na ramiona odsłaniając ładne, pączkujące piersi.
-Prezent
od gospodarza. – Powiedziała delikatnym głosem zdejmując koszulę i rzucając ją
na podłogę.
Gdy
skończyli jej długie, jasne włosy były rozpuszczone i potargane. Na jej
zarumienionej twarzy rysował się błogi spokój i zadowolenie. Położyła głowę na
jego piersi a on nawinął kosmyk jej włosów na palec.
-Mogę
cię o coś spytać? – Powiedziała podnosząc oczy i przygryzając wargę. Jej urocze
zachowanie sprawiło, że Lohr zaczął zastanawiać się ile dziewczyna ma lat.
-Pytaj.
– Odparł patrząc z nutką zaciekawienia w jej oczy.
-To
prawda, że jesteś bratem Lumikko? Księżniczki Lumikko, rzecz jasna. Tak pytam, z ciekawości...
Westchnął
i pozostawił pytanie bez odpowiedzi. Zbliżył swoje wargi do jej i pozostawił na
nich pocałunek.
Gdzieś
za oknem zawyły wilki.
____________________
Ciągle jest jeszcze nieco tajemniczo, ale nie bójcie się, wszystko "wyjdzie w praniu".
Ciągle coś mi się psuję z akapitami ale nie chcę już w tym szperać bo znów coś zepsuję.
Zastanawiam się, czy nie pokazać Wam jak wyobrażam sobie bohaterów, ale wolę zająć się pisanie rozdziałów.
Sława!
Hirvi.